Oj ciężko się wraca z urlopu… dwa tygodnie mijają zdecydowanie za szybko, nagle rzeczywistość daje nam porządnie w twarz a my nie jesteśmy w stanie się potem podnieść. Niby człowiek co roku wie co go czeka ale nadal nie może się na to odpowiednio przygotować. Bo co zrobić żeby uniknąć tej nieprzyjemnej konfrontacji? Nie iść na urlop? Dodam, że w chwili obecnej poważnie rozważam taka opcję na przyszły rok… 🙂 No, ale jeśli szef Cię będzie wyganiał na te Majorki, Madery czy inne Mazury tu skup się proszę przez kilka minut, bo przeczytasz moje subiektywne porady na to co zrobić aby powrót do pracy był na tyle przyjemny na ile to jest możliwe.
Nie zostawiaj otwartych spraw.
Dla niektórych będzie to pewnie rada po tzw. „ptakach” ale jeśli urlop jest jeszcze przed Wami postarajcie się pozamykać wszystkie sprawy przed wyjazdem. Po co leżąc na plaży zaprzątać sobie głowę niepotrzebnymi myślami. Gdybyście się nie wyrobili w czasie możecie poprosić kolegę z pracy by coś dla Was zrobił. Obietnica dobrego trunku z zza granicy na pewno pomoże uzyskać zgodę.
Nie lubię poniedziałku.
Chyba jak każdy, statystyczny Kowalski w tym kraju. No tak się utarło. Jeśli zatem masz opcję wyboru ostatniego dnia urlopu i należysz do powyższej grupy wróć do pracy… we wtorek. Ja tak zrobiłem i przyznam, że to był naprawdę dobry pomysł. Jakoś tak inaczej człowiek podszedł do czekającego go tygodnia. Polecam.
Popracuj na urlopie.
To nie żart. Jeśli nie zaszyliście się w brazylijskiej dżungli, tudzież nie żeglujecie samotnie po oceanie, spróbujcie sprawdzić swoją skrzynkę firmową. Wywalcie spam, oznaczcie ważne maile (ewentualnie przekażcie je dalej), zadzwońcie do ważnego klienta i dajcie mu znać, że trzymacie rękę na pulsie. Uwierzcie mi – jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało gwarantuję Wam, że dzięki temu powrót do pracy może być o wiele znośniejszy. Znajcie jednak umiar. Nikt nie każe Wam codziennie wisieć na telefonie i odpisywać na wszystkie maile (autoresponder poradzi sobie). Godzinka w tygodniu na pewno załatwi sprawę.
Nie przedłużaj.
Urlop na żądanie przyda Ci się w pilniejszych sytuacjach a odwlekanie nieuniknionego w niczym Ci nie pomoże. Więc jeśli nie spóźnił Ci się samolot, nie ukradli Ci auta i nie napadło Cię żadne afrykańskie plemię – IDŹ DO PRACY! 🙂 Amerykańscy naukowcy dowiedli, że pracownik wracający do pracy po przerwie dopiero w trzecim tygodniu pracy zaczyna pracować pełną parą. Pierwsze dwa tygodnie to raptem 40-80% wydajności. Nasz organizm nie jest po prostu w stanie wskoczyć na najwyższe obroty po takim czasie lenistwa. A że amerykańscy naukowcy nigdy się nie mylą nie stresuj się.
Kolejka zadań.
Pierwszy dzień może być różny, kolejne na pewno będą wyglądały jak najczarniejsze zakątki Mordoru, jeśli jednak zaplanujesz sobie co masz do ogarnięcia jest promyk nadziei że przeżyjesz. Ważne rzeczy najpierw, mniej ważne później. Krok po kroku. Zresztą takie planowanie to podstawa w każdym okresie pracy. Inaczej człowiek zwariuje… Więc jeśli nie czujesz się siłach (bo przecież kto na urlopie wypoczywa??) odłóż sobie ważniejsze sprawy (o ile to oczywiście możliwe) na następny dzień. Zresztą ogarniecie biurka, maili, papierów i innych codziennych spraw skutecznie wybije Ci z głowy większe wyzwania.
Przynieś prezenty.
To jest zawsze dobry pomysł. Raz że zapunktujesz u towarzyszy niedoli, dwa że sprawisz iż Twój pierwszy dzień w pracy stanie się luźniejszy. Nie tylko dla Ciebie (zapunktujesz więc u kolegów i koleżanek podwójnie). Przy okazji, jeśli spadnie na Ciebie 15 ton papierów i będziesz musiał pojawić się nagle w 15 miejscach naraz być może będziesz mógł liczyć na ich pomoc. Wprawdzie szef może mieć Ci trochę za złe te zamieszanie które spowodujesz, jednak prezent który mu oczywiście również przyniesiesz powinien załatwić sprawę.
Reasumując – nie przejmuj się. To naturalne że Ci się nie chce, że jak patrzysz na zakończony urlop to wcale nie czujesz że odpocząłeś, a energia i zapał który miałeś mieć po nim zgubiły się gdzieś w nadmorskich piaskach. To normalna sprawa. Bądź aktywny po pracy, zmęcz się, pójdź na rower, uprawiaj dużo seksu, a zobaczysz że każdy kolejny dzień w pracy będzie przyjemniejszy. Wysiłek to endorfiny a te jak wiadomo są najfajniejszym, legalnym „narkotykiem” szczęścia.
Mariusz Korzeniecki